Georgina Evans zawsze nienawidziła licealnego playboya Andrew McGabe'a. Łatwo było go unikać, dopóki jej najlepszy przyjaciel Jake i jego ojciec nie wprowadzili się do niej. Niestety, Jake zaprzyjaźnił się z Andrew, przez co ten zawsze był w pobliżu. Gdyby tylko nie był tak przystojny i czarujący, mogłaby nadal nim gardzić, ale teraz, gdy na każdym kroku spotykała ich razem, stawało się to coraz trudniejsze.
Kategoria wiekowa: 18+
Georgina
– George! George!
Staję na palcach, próbując przeskanować tłumy ludzi na lotnisku i odwracając głowę, żeby zobaczyć, skąd dochodzi głos mojego najlepszego przyjaciela.
Gdy dostrzegam go stojącego z tym samym zniszczonym, ręcznie wykonanym napisem z moim imieniem, którego używa za każdym razem, gdy przyjeżdżam w odwiedziny, na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
Został stworzony na odwrocie pudełka po płatkach śniadaniowych, napisany dziecięcymi bazgrołami zieloną, błyszczącą farbą, a na rogach ma odciski naszych dłoni.
Na znajomej twarzy Jake'a Nelsona pojawia się podobny uśmiech, gdy ruszam w jego stronę, wymijając przy okazji starszą kobietę.
– Jakey! – piszczę, zarzucając mu ramiona na szyję.
Dławi się lekko pod wpływem siły uścisku, po czym śmieje się i podnosi mnie, by obrócić dookoła, uderzając przy tym starszą panią moimi machającymi nogami.
– Nastolatki! – przeprasza mój tata, podnosząc jej torbę z podłogi.
Starsza pani burknęła coś i odeszła.
– George, co ja ci mówiłem o uciekaniu gdzieś beze mnie?!
– Przepraszam, tato – chichoczę. – Ale musiałam znaleźć Jake'a.
– Hej, panie Evans, udany lot?
– Na tyle, na ile może być udany z nastoletnią, pełną hormonów córką.
– Taaaatooo! – denerwuję się. Popełniłam błąd, mówiąc tacie, że czuję się spuchnięta i marudna, bo niedługo będę miała okres. Powinnam była wiedzieć, że powie o tym wszystkim.
Jake uśmiecha się na widok moich zarumienionych policzków i zarzuca mi rękę na ramiona, przyciągając mnie do siebie.
– Nie martw się, George. Kiedy nadejdzie czas, będę przygotowywał ci niekończące się kubki z gorącą czekoladą.
– A masaż pleców? – krzyżuję ręce przed sobą i jeszcze bardziej się denerwuję.
– Oczywiście, że tak! – Jake całuje mnie w czubek głowy i ściska lekko moje ramię.
Cała nasza trójka idzie po nasze bagaże, a następnie podąża za Jakiem do miejsca, gdzie jego tata czeka w wypożyczonym samochodzie.
– Jimmy! – James Nelson wysiada z samochodu i zamyka mojego tatę w wielkim niedźwiedzim uścisku, podnosząc go lekko z ziemi.
Jake i mój tata są najlepszymi przyjaciółmi od czasów gimnazjum, a ich znajomość nawiązała się, ponieważ obaj mieli na imię James.
Chodzili do tej samej szkoły, tata Jake'a studiował ekonomię, a mój architekturę, a po studiach założyli razem firmę handlową.
Siedziba firmy nadal znajduje się w ich rodzinnym mieście Duluth w stanie Minnesota.
Kiedy kilka lat wcześniej zmarła moja mama, tacie było zbyt trudno pozostać w mieście, w którym się wychowali, więc przeniósł się ze mną do San Francisco i tam założył kolejny oddział firmy.
Rodziny Evansów i Nelsonów zawsze były przedłużeniem tej samej rodziny i spędzały razem wakacje każdego lata, odkąd Jake i ja byliśmy maluchami. Stąd ta wysłużona kartka z lotniska.
Teraz to znaczy dla nas jeszcze więcej, ponieważ lato i święta Bożego Narodzenia to jedyne chwile, kiedy możemy wspólnie spędzać czas, więc z Jakiem wykorzystujemy go jak najlepiej.
A przynajmniej tak było, dopóki Jake nie zaczął jeździć na obóz futbolowy na ostatnie sześć tygodni każdych letnich wakacji, co skróciło mój czas spędzany z najlepszym przyjacielem do czterech tygodni.
Zawsze mam wrażenie, że mijają one szybciej niż jakiekolwiek inne cztery tygodnie w ciągu całego roku.
– I mała Georgie Porgie! Urosłaś od Bożego Narodzenia – bierze mnie w ramiona i mocno przytula. – Chodźmy coś zjeść, zanim pojedziemy do domu.
– IHOP! – krzyczymy zgodnie z Jakiem.
– Oczywiście, że IHOP – śmieje się tata Jake’a drwi, a na jego ustach pojawia się uśmiech.
***
Po popołudniu wypełnionym jedzeniem, jedzeniem i jeszcze większą ilością jedzenia, wraz z Jakiem siedzimy zwinięci w kłębek pod kocem na tylnej werandzie domu letniskowego, który nasi ojcowie wynajęli na tegoroczne wakacje.
Jake opiera głowę na moim ramieniu, a ja bawię się jego włosami. W zeszłym roku pozwolił im odrosnąć i jego brązowe włosy zwisają teraz równo z jego szczęką.
Wygolił je lekko pod spodem, a ja pocieram dłonią o krótkie, przypominające rzepy włosy w tym miejscu.
– Nie mogę uwierzyć, jak bardzo urosły ci włosy, odkąd cię ostatnio widziałam.
– Widziałaś mnie przez Skype’a – wzrusza ramionami.
– To nie to samo. Nie widać ich dobrze na ekranie komputera. Poza tym często je związujesz – lekko je pociągam, a on wzdycha, wtulając się jeszcze bardziej w moją szyję i obejmując mnie w talii.
– Dlaczego nie ma tu twojej mamy, Jake? – obniżam głos do szeptu.
Znowu wzdycha i wstaje, niechcący ściągając ze mnie koc, gdy siada pochylony do przodu, przesuwając dłonią po twarzy.
– Myślę... Myślę, że moi rodzice się rozeszli – mówi także szeptem. Kiedy prycha, szybko owijam ramiona wokół jego ramion, wtulając twarz w jego szyję.
– Och, Jakey. Tak mi przykro.
Czuję, jak się wzrusza pod moimi ramionami.
– W porządku. Od miesięcy nie robią nic innego, jak tylko narzekają i wrzeszczą na siebie nawzajem. Chyba wolałbym, żeby się rozstali, niż żeby tak dalej było.
Pociąga nosem, a ja czuję wilgoć na rękawie mojej bluzy z kapturem.
Mocno go ściskam i delikatnie przyciskam usta do jego skroni.
– Kocham cię, Jakey.
– Ja też cię kocham, Georgie.
***
Nasze cztery tygodnie znów minęły.
Jake i ja spędzaliśmy dni na deskorolce, pływaliśmy, zwiedzaliśmy okoliczne lasy, a wieczorami rywalizowaliśmy ze sobą na konsoli Xbox. Tak, jestem typem chłopczycy.
Jako jedynacy postrzegamy się z Jakiem jak rodzeństwo, a kiedy byliśmy mali, o wiele przyjemniej było zajmować się grami i zabawkami Jake'a niż namawiać go do zabawy moimi lalkami.
Jest to jedna z rzeczy, za którymi najbardziej tęsknię po wyjeździe: możliwość bycia całkowicie sobą.
Wraz z Jakiem podsłuchaliśmy kilka nocnych rozmów naszych ojców i Jake ma rację: jego rodzice się rozwodzą.
Wydaje się, że największym zmartwieniem dla obu naszych ojców jest to, że mama Jake'a prowadzi obecnie firmę w Duluth razem z Jamesem.
Wygląda na to, że chce nadal pełnić swoją obecną funkcję lub otrzymać duże odszkodowanie, jeśli mają ją zwolnić. Kiedy podsłuchaliśmy tę rozmowę, w leśno-zielonych oczach Jake'a pojawiły się łzy.
Szczególnie wtedy, gdy jego tata użył słowa "j-bana k…" w odniesieniu do jego mamy. Moje serce pękło ze współczucia dla najlepszego przyjaciela.
– Nie mogę uwierzyć, że przez najbliższe sześć tygodni stracę cię na rzecz bandy chłopców ubranych w spandex – mamroczę do piersi Jake'a, gdy się przytulamy.
Nelsonowie zdecydowanie lubią te swoje niedźwiedzie uściski.
W ciągu ostatnich dwóch lat Jake nabrał muskułów, jak przystało futbolistę, a jego uściski sprawiają wrażenie tak silnych, jakby mógł mnie zmiażdżyć, jeśli ściśnie mnie trochę za mocno.
– Jesteś po prostu zazdrosna, bo chcesz podglądać wszystkich moich gorących kolegów z drużyny – uśmiecha się i mierzwi moje włosy. Wzdycham i odsuwam się od niego, próbując poprawić trochę włosy.
– Gnojek – wystawiam język w jego stronę. – Ale poważnie, Jakey, daj mi znać, jak ci się układa z… – podbródkiem wskazuję na jego tatę.
Jego uśmiech znika, a on kiwa głową. Pociągam go za sobą, żeby go jeszcze raz uściskać, gdy wołają nas do samolotu.
– Chodź, George. Do zobaczenia niebawem. Podczas kolejnych wspaniałych wakacji! Do usłyszenia, James – tata zaczyna mnie ciągnąć w kierunku naszej bramy. – Baw się dobrze na obozie, Jake!
Odwracam się za siebie i macham, zanim pochłonie mnie tłum.