Diabeł w pudełku - Okładka książki

Diabeł w pudełku

Kashmira Kamat

Nici z tej…

Rileyhej
Rileypróbowałam się do ciebie dodzwonić, ale połączenie przechodzi prosto na pocztę głosową
Rileypewnie już słyszałeś o tym, co się stało...
Rileyczy wszystko w porządku?
Rileybennet jest na mnie wkurzony
AaronJestem zajęty.
AaronRadzę sobie z tym bałaganem.
AaronPorozmawiamy później.

Z rezygnacją wpatrywałam się w wiadomości na ekranie telefonu.

Aaron był wściekły. Widać to było po zwięzłości jego wiadomości i po tym, że naprawdę starał się kończyć swoje teksty kropkami.

Ktoś tak robił tylko wtedy, gdy był wkurzony.

A skoro mowa o wkurzonych lekarzach...

– Jak bardzo można być niekompetentnym? – Dr Bennet zrzędził, kręcąc się tam i z powrotem po swoim gabinecie.

Starałam się ignorować jego gniewną tyradę, ale zaczynało to do mnie docierać.

– Nie mam pojęcia, dlaczego Aaron pomyślał, żeby awansować akurat ciebie. Jak w ogóle zdobyłaś swoje kwalifikacje.

W porządku, dość tego.

– Zamknij się, dobrze? To jest tak samo twoja wina, jak i moja – nie obchodziło mnie, że był moim szefem. Chodziło o podstawowy ludzki szacunek.

– Stał tuż przed tobą, a ty pozwalasz mu wyjść stąd, jakby był właścicielem tego miejsca. – Twarz Benneta zaczerwieniła się od gniewu.

– To ty zostałeś związany – odparłam. – Jaki ~matoł~ daje się związać swojemu pacjentowi?

– Jak mogłaś nie wiedzieć, jak wygląda Wolfe, zanim podjęłaś się tej pracy?

– Słuchaj, dupku – powiedziałam. – Przyjęłam zlecenie dosłownie dwadzieścia minut przed tym, jak znalazłam cię przywiązanego do łóżka, więc wrzuć na luz.

– Powinni cię za to zwolnić – splunął.

– Lepiej miej nadzieję, że nie – zagroziłam. – Bo jeśli tak, to dopilnuję, żebyś został pociągnięty na dno razem ze mną.

Wpatrywaliśmy się w siebie, żadne z nas nie ustępowało. Po ostatnim skinieniu Bennet wyszedł z biura, rzucając mi ostateczne spojrzenie.

Westchnęłam, siadając jeszcze głębiej na swoim miejscu. To był mój nowy szef. A moim nowym pacjentem był niebezpieczny psychopata na wolności...

Zamknęłam oczy, żałując, że nie ma dużego czerwonego przycisku "reset", który mogłabym nacisnąć.

Wspaniały start, Riley.

***

– Masz szczęście – powiedział Ken, jedząc lasagne.

Zatrzymałam się, żeby na niego spojrzeć, a kawałek serowego makaronu na moim widelcu spadł z powrotem na talerz. W naszym malutkim mieszkaniu w tle huczał dźwięk telewizora, przerywając ciszę.

– A która dokładnie część mojej historii dała ci do zrozumienia, że mam szczęście? – zapytałam.

Przekazałam Kenowi sedno tego, co się wydarzyło: od spotkania z doktorem Bennetem, do spotkania z prawdziwym doktorem Bennetem i odkrycia, że właśnie wypuściłam na świat niebezpiecznego człowieka.

Mogę stracić pracę.

A nie mogę sobie pozwolić na to, żeby mnie zwolnili...

– Nie zrobił ci krzywdy – powiedział Ken. – Nie wiem, czy to do ciebie dotarło, siostrzyczko, ale byłaś sama w pokoju z niestabilnym psychicznie pacjentem. Mogło być jeszcze gorzej.

Zmarszczyłam brwi.

Nie myślałam o tym w ten sposób. W rzeczywistości, kiedy byłam z Jacksonem Wolfe'em, nie było ani jednej chwili, w której czułabym się przestraszona lub niekomfortowo.

W rzeczywistości czułam coś zupełnie innego...

Ale zgodnie z jego aktami – które przeczytałam o wiele za późno – był psychopatą. A psychopaci byli dobrzy w manipulowaniu innymi.

– W każdym razie, dość już o moim dniu – powiedziałam, niezbyt subtelnie zmieniając temat. Nie chciałam myśleć o moim bliskim spotkaniu z niebezpieczeństwem. – Jak się sprawy mają z tobą, doktorze Dolittle?

Ken westchnął ciężko, wpatrując się w niekończące się warstwy sera w swojej lasagne. – Niewiele do raportu. Długie dni i dłuższe zmiany.

– Ken...

Pochłonął resztę jedzenia i wstał, żeby umyć naczynia.

Czułam się, jakby ktoś wziął nóż i wbił mi go w serce. Plecy mojego brata były zgarbione, a gąbka ślamazarnie przesuwała się po jego talerzu.

Ken zawsze chciał zostać weterynarzem. Odkąd w dzieciństwie zmarł nasz pies, jego marzeniem było, aby pomóc naszym małym futrzanym przyjaciołom uniknąć tego samego losu.

Ale patrząc na niego teraz...

Wyglądał jak torturowany.

Odkąd nasi rodzice zginęli w tym dziwnym wypadku samochodowym, wszystko było ciężkie. Zostaliśmy z długami do spłacenia, a szkoła weterynaryjna nie była wcale tania. Stres doskwierał nam obojgu.

Zawsze staraliśmy się pocieszać i być dla siebie nawzajem, ale ostatnio wydawało mi się, że Ken mnie unika.

– Ken, jeśli coś cię trapi...

– Nic się nie dzieje, Riles. Jestem po prostu zmęczony – odwrócił się do mnie twarzą w twarz, na jego ustach pojawił się cienki jak papier uśmiech. – Idę się przespać – wycofał się do swojego pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi.

Ziewnęłam, nagle ogarnęło mnie zmęczenie. Szybko posprzątałam w kuchni i już miałam wyłączyć telewizor, kiedy moją uwagę przykuły wiadomości.

– 49-letnia Melissa Stratton została uznana za zaginioną – ogłosiła prowadząca wiadomości. Na ekranie pojawiło się zdjęcie uśmiechniętej kobiety w średnim wieku. – Jeśli masz jakieś informacje, skontaktuj się z lokalnymi organami ścigania.

Wyłączyłam telewizor i powlokłam się do sypialni.

Byłam niespokojna.

W mojej głowie wciąż migał zabójczy uśmiech Jacksona.

Nie było mowy, żeby był powiązany z tym zniknięciem...

Prawda?

***

– Żadne z was nie straci pracy – powiedział Aaron.

Odetchnęłam z ulgą.

Bennet wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale milczał.

Oboje siedzieliśmy naprzeciwko Aarona w jego biurze. Tym razem na jego biurku nie było świeżo upieczonych ciasteczek, a jego zwykła przyjazna postawa zniknęła.

– Na razie obydwoje będziecie przydzieleni do różnych pacjentów, dopóki Jackson nie zostanie odzyskany – spojrzał na mnie. – Riley, zostaniesz przydzielona do Dave'a Andersona.

Bennet parsknął obok mnie, a ja rzuciłam mu kilka spojrzeń w bok.

Dave Anderson, znany również jako Szalony Dave przez bardziej... entuzjastyczny personel szpitala, był problematycznym przypadkiem.

Aaron przesunął wzrok na Benneta, nierozbawiony.

– Ty, Paul, będziesz mi towarzyszył. Będę cię pilnował, abyś przestrzegał standardowych zasad bezpieczeństwa.

Bennet skurczył się w swoim fotelu, a ja poczułam, że ogarnia mnie mściwa radość.

– To niepokojące, że Jackson był w stanie cię obezwładnić – kontynuował Aaron. – Bez względu na to, jak bardzo jest przebiegły, nie ma powodu, abyś znalazł się w takiej sytuacji.

Bennet chciał coś powiedzieć, ale Aaron podniósł rękę.

– Nie chcę tego słuchać. Odchodzimy od tego incydentu – Aaron uszczypnął się w mostek nosa, wyglądając na dziesięć lat starszego niż był w rzeczywistości. – Teraz, jeśli nie macie żadnych pytań...?

Bennet i ja spojrzeliśmy na siebie, żadne z nas nie chciało się odezwać.

– Świetnie. Więc chodźmy dalej i...

– Dr Shaw!

Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy recepcjonistkę w drzwiach, łapiącą powietrze. Wyglądała na zdenerwowaną, jej zwykle nienaganna fryzura była luźna i niechlujna.

– O co chodzi? – jęknął Aaron, wstając.

– To Jackson – powiedziała. – Złapali go.

***

Przy wejściu do szpitala było pełno personelu, mediów i ciekawskich przechodniów. Stanęłam na palcach, wyginając szyję, żeby widzieć ponad tłumem.

– Słyszałaś? – powiedział głos po mojej lewej stronie. Obejrzałam się i zobaczyłam dwie pielęgniarki z OIOM-u, które mruczały do siebie. – Najwyraźniej kogoś zabił.

Żołądek mi opadł. Zbliżyłam się do nich, próbując usłyszeć, co mówią.

– Znaleźli zaginioną kobietę. Przynajmniej to, co z niej zostało – pielęgniarka zdecydowanie spłycała tę historię, opowiadając ją tak, jakby ta biedna kobieta była ofiarą z horroru, a nie prawdziwą istotą ludzką.

Zrobiło mi się niedobrze.

– Jak to co zostało? – zapytała druga.

– Jej kończyny zostały poćwiartowane. Wszędzie znaleziono jej kawałki – ślady ugryzień na całym ciele.

– Jezu – mruknęła pod nosem druga pielęgniarka.

– Skąd wiesz, że zrobił to Jackson? – przerwałam.

Obydwie spojrzały na mnie zaskoczone.

– Znaleziono go niedaleko – powiedziała. – Poza tym... Jackson ma swoją historię.

Historię?

Zanim zdążyłam zapytać, przy wejściu eksplodował gwałtowny ruch. Okrzyki towarzyszyły szybkim ruchom migawek aparatów fotograficznych żądnych wrażeń dziennikarzy.

Jackson był eskortowany przez szpital, mocno przytwierdzony do wózka inwalidzkiego. Zaciekawieni gapie ruszyli za nim, aż w końcu jego droga minęła miejsce, w którym stałam.

Spojrzeliśmy sobie w oczy: te głębokie czekoladowo-brązowe oczy wbiły się w moje. Wyglądał inaczej niż wtedy, gdy widziałam go po raz ostatni. Nie wyglądał już tak elegancko, jak w płaszczu lekarskim.

Wyglądał niebezpiecznie. Zdziczale.

Miał na sobie brudne dżinsy i podartą białą koszulkę, na której plamki krwi poplamiły materiał.

Krew z zaginionej kobiety?

Czy nieumyślnie jestem odpowiedzialna za śmierć nieznajomej?

– Witaj, Cotton Candy – powiedział swobodnie, gdy przejeżdżał koło mnie.

Moja ręka instynktownie przesunęła się, by dotknąć moich fioletowych włosów. – Nie nazywaj mnie tak – powiedziałam.

Ciepło przeszło mi po kręgosłupie, gdy mrugnął do mnie.

Jackson uśmiechnął się, a w jego spojrzeniu tlił się palący seksapil. – Chyba nici z tej randki.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea