Trzy. Liczba idealna - Okładka książki

Trzy. Liczba idealna

SeaLand Aria

Droga do domu

Ethan

Będąc sobą, jak zwykle, usta Madison wykrzywiły się w szczęśliwy, pełen ulgi uśmiech.

Jednak pomysł spotkania się z jej braćmi i jej najlepszym przyjacielem pomaga temu uśmiechowi jeszcze bardziej rozbłysnąć i urosnąć tak bardzo, że jej dołeczek postanawia pokazać się i nadać jej tym samym zbyt słodki wyraz.

– Naprawdę, Ethan?! – mruczy w momencie, gdy palec wskazujący Ethana uderza prosto w jej dołeczek, ale nawet irytacja w jej tonie wydaje się być dla niego zabawna.

– Wiesz, że nie mogę się oprzeć – odpowiada po prostu, wzruszając ramionami i uśmiechając się do niej jeszcze raz, zanim spojrzy z powrotem na drogę.

– Poza tym, to jesteś zabawna, kiedy jesteś zirytowana... Nic się w tym nie zmieniło.

W rzeczywistości wygląda całkiem inaczej, urosła. Zdecydowanie nie jest już tą samą nieśmiałą, momentami irytującą małą dziewczynką, która wyjechała do collegu trzy lata temu.

Wydaje się raczej ulepszoną wersją tego: młodą kobietą.

Ale dlaczego mnie to teraz dziwi?

Nie jest pewien, ale zakłopotanie na jego twarzy wydaje się być całkiem jasne.

– Co to za spojrzenie?! – to, jak Madison zwracała uwagę na szczegóły wcale się nie zmieniło. – I...w każdym razie, jak to się stało, że musiałeś po mnie przyjechać i mnie odebrać?

– Nijak, po prostu o tym pomyślałem – odpowiada, patrząc z powrotem na ulicę przed spojrzeniem na nią przez chwilę.

– Cóż, zarówno Liam, jak i Ezra utknęli w pracy. Nowa siłownia miała być gotowa do otwarcia jutro, ale coś stało się z basenem, więc wszyscy musieli zostać na miejscu, aby rozwiązać problem...

– A ponieważ w grę wchodzą pieniądze, to wysłali też Leviego po jakąś poradę prawną. Jeden prawnik wystarczył, więc oto jestem.

Wspomnienie imienia Leviego na pewno wywołało nowy uśmiech na twarzy Madison; jednak jej wyraz twarzy nie wyglądał jeszcze na zadowolony.

– Jesteś aż tak zdenerwowana tym, że to ja tu przyszedłem? – jego niski głos tylko sprawia, że brzmi bardziej pociągająco, ale jak zwykle brzmi też na drażniący, którym jest.

– Hmm, nieee... To znaczy, mogło być gorzej, tak myślę.

– Tak? Jak to?

– Mm… no nie wiem, może oba złe bliźniaki?!

Jej marszczący się wyraz nie robi roboty i w jakiś sposób zadziwia go jeszcze bardziej.

– Myślisz? Myślę, że to by ci się mogło spodobać...

Bardzo lubi się z nią przedrzeźniać.

Oczy Madison nie opuszczają jego rysów ani na chwilę i dlatego może docenić to, jak jego uśmiech zmienia się w uśmieszek, który ma coś do ukrycia.

Ale kiedy Madison przesuwa się w swoim fotelu, tak, żeby było jej wygodniej, na chwilę za długo zatrzymuje też wzrok na jego oczach.

Ich wspólne spojrzenie jest trudne do wytłumaczenia, ale sposób, w jaki reaguje jej ciało, gdy jej mózg w końcu myśli o byciu sam na sam z chłopakiem, jest zaskakująco destabilizujący.

Jej własne myśli wywołują u niej rumieniec, a Ethan zdaje się to zauważać, ale o dziwo nic nie mówi.

Wcześniej pewnie zwróciłby na to uwagę, ale teraz tego nie robi. To jeden z powodów dla których, przed tą chwilą, uważała bycie sam na sam z nimi dwoma za torturę.

Teraz brzmi to jednak bardzo ekscytująco.

– Spędziłam z tobą o wiele za dużo czasu sam na sam, żeby myśleć o tym jako o czymś, co mogłabym polubić...

Kłamstwa nigdy nie były jedną z jej najmocniejszych umiejętności, ale próbowanie nigdy nikogo nie zabiło.

– Ojej, nie byliśmy tacy źli... A tak poza tym, to twoi bracia ufali nam bardziej niż niańkom.

Tak właściwie to nigdy nie miała niani, nawet jeśli jej rodziców nigdy nie było w domu.

I tak, to prawda, że ufali im najbardziej, nie tylko dlatego, że są w zasadzie braćmi rozdzielonymi po urodzeniu i siedem lat starszymi od Madison, ale także z powodu więzi, jaka ich łączyła.

Zresztą, w ich samotnych chwilach nie wszystko było aż tak dokuczliwe i złe.

Zdarzało się, że bliźniacy nauczyli ją kilku przydatnych rzeczy, gdy braci nie było, głównie wtedy, gdy była nastolatką.

– Myślę, że gdyby moi bracia wiedzieli dokładnie, jak się mną opiekowaliście w tamtych czasach, to pewnie nie pozwoliliby wam się już do mnie zbliżać.

– Oj, daj spokój, mieliśmy tyle zabawy! Nie możesz zaprzeczyć temu, że...

– Zabawy? Nazywam cię złym bliźniakiem nie bez powodu... Nie zapominaj o tym, że przez was dwóch wszyscy chłopcy, których lubiłam, uciekali ode mnie...

– No, już nie przesadzaj, robiliśmy to dla ciebie! Ci chłopcy nie byli dla ciebie odpowiedni...

– Jasne. A wiedzieliście to skąd?

– Po prostu wiedzieliśmy.

– Cóż… dzięki wam… zobaczcie sami, gdzie teraz jestem...

– Gdzie teraz jesteś? – mruczy, prawie szeptem, patrząc na nią przez ułamek sekundy.

To pytanie jednak brzmi na głębsze, niż się wydaje, i przyprawia Madison o dreszcze.

Jak wiele wie?

– Co u niego? Levia? – pyta, zmieniając całkowicie temat. Nie będzie rozmawiać z nim o stanie swojego dziewictwa. – Przestaliście mnie odwiedzać po drugim roku...

– Ale dzwoniliśmy codziennie. Poza tym chłopcy uciekliby jeszcze dalej, gdybyśmy nadal cię odwiedzali.

Małe westchnienie ucieka z jego ust, a jego umysł uderza w ciemny punkt, ale zanim jego oczy mogą go zdradzić, on uśmiecha się po raz kolejny.

– U Levia jest tak w porządku, jak tylko może być, choć jest też kutasem… ale zdecydowanie jest szczęśliwy, że wracasz.

– Tak… jasne. Lepsze to niż nic, prawda? – jej słodycz też się nie zmieniła. – Czy on nadal jest z tą blondynką?

Ziewnięcie ucieka z jej ust, gdy mówi, i, zakrywając usta, opiera głowę o okno.

– Nie, dzięki Bogu... Znasz nas, nie lubimy wchodzić w długie relacje.

– W długie związki… – kolejne ziewnięcie, ale Ethan nie wydaje się być tym zmartwiony.

– Owszem – odpowiada i patrzy na nią, gdy prowadzi. Wygląda na to, że jest dość zmęczona.

Niewiele trzeba, aby po kilku minutach ciszy zapadła w sen. Patrzenie jak zasypia zawsze było dość relaksujące, i jest tak również teraz.

Jedyna różnica polega na tym, że ona nie wygląda już jak dziecko.

Że nie ma już siedemnastu lat. Właściwie, to uderzyło go to już w momencie, gdy wszedł dziś do jej pokoju.

Gdy miała na sobie to ubranie – krótką, luźną sukienkę z głębokim dekoltem – łatwo uświadomił sobie kilka rzeczy: jej rysy są rysami młodej kobiety, a jej ciało jest ładnie wypełnione we wszystkich, idealnych miejscach.

Jej sukienka pokazuje, że jej piersi są teraz pełne, okrągłe i jędrne, podobnie jak jej tyłek, podczas gdy jej brzuch jest idealnie płaski.

Jej nogi, niesamowicie długie, są tak stonowane i smukłe, jak tylko mogą być, a jej naturalna opalenizna tylko sprawia, że wyglądają na jeszcze bardziej zdefiniowane i pożądane.

O tym, że była naturalną pięknością wiedzieli wszyscy, ale rutyna jej ćwiczeń na pewno pomogła.

– Jezu… – warknął niskim szeptem, przeklinając siebie.

Z pewnością nie powinien tak na nią reagować, w każdym razie nie teraz.

Zimny łyk wody wydaje się brzmieć bardzo dobrze. Przyda się, żeby pozbyć się tych myśli, więc, chowając to, co widać w jego spodniach powoli rozciąga się, aby dotrzeć do schowka, gdzie ją trzyma.

Będąc w poruszającym się samochodzie nie tak łatwo jednak po nią sięgnąć, i tak, nieumyślnie, podczas wycofywania się, szturcha butelką o nogi Madison, wywołując u niej na sekundę drżenie, podczas gdy ta wciąż śpi.

Obraz, jaki uzyskuje, gdy Madison lekko przechyla głowę, jest dość szczególny: jej policzki są zarumienione od gorąca, a usta lekko rozchylone.

Jej oczy zdają się poruszać, a drobne odgłosy, które wydaje, brzmią równie dobrze.

Zajmuje jej tak naprawdę jedynie kilka minut, aby otworzyć oczy, ale kiedy to robi i szuka jego oczu, to jej oczy wyglądają jeszcze jaśniej.

– Mm… przepraszam...zasnęłam – szepcze swoim zachrypniętym głosem. Woda w tej butelce wydaje się sprawiać, że ona też jest spragniona.

– Nie martw się, śpij, Kruszyno... Wyglądałaś na dość zmęczoną.

– Mm… byłam. Mogę? – mamrocze, regulując siedzenie podczas marszczenia jej idealnej brwi i wskazując na wodę, wciąż wyraźnie senna.

– Proszę – odpowiada, podając jej butelkę i osuszając usta grzbietem dłoni. Spogląda z powrotem na drogę. – I tak jesteśmy już prawie w domu.

– Już? Jak długo spałam?

– Prawie cztery godziny.

– Cholera. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że byłam aż tak zmęczona...

– W porządku. Domyślam się, że miałaś do zrobienia wiele rzeczy. Oprócz uprawiania seksu, oczywiście.

Zadowolony wygląd na jego twarzy sprawia, że Madison marszczy obie brwi i, korzystając z jego jazdy, uderza go w ramię, zanim pokaże mu środkowy palec.

– Wiesz, nie każdy lubi pieprzyć się jak króliki.

– Jestem pewien, że to tylko dlatego, że nie znalazłaś jeszcze żadnych dobrych… narzędzi.

– Nieważne... Czy chłopaki są w domu?

Ona próbuje ponownie zmienić temat – naprawdę nie chce tego, aby wiedział, że, szczerze mówiąc, nadal jest dziewicą.

– Hm… nie jestem pewien. Powinni być już w domu.

– Ok… – odpowiada.

Pochylając się do przodu tak, aby wziąć swoje torby z podłogi, ramiączka spadają z jej ramion, pozostawiając jej lewą pierś całkowicie na pokaz, ponieważ jest ona zakryta tylko przez jej koronkowy stanik.

– Um… – wydawało się, że warknął, ale nie mówiąc nic, po prostu wyciąga rękę i palcem wskazującym chwyta ramiączka jej sukienki, ściągając je z powrotem na jej ramię.

Kontakt jego zimnego palca z jej ciepłą skórą sprawia, że sapie, a kiedy świadomość, że jest na pełnym pokazie uderza ją, rumieni się jeszcze raz.

– Uh... Dzięki.

Kątem oka zerka na niego i dopiero wtedy, gdy znów się dostosowuje, dostrzega jego wypukłość.

Widok, który sprawia, że mocno ściska nogi razem, gdy nowe uczucie ogarnia jej ciało.

Na szczęście dla niej nie musi o tym myśleć, bo Ethan właśnie wjeżdża na podjazd. Widok jej domu sprawił, że na razie o tym zapomniała.

– Szczęśliwa? – pyta, łapiąc uśmiech rozjaśniający jej twarz.

– Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo...

– No to wchodzimy.

I zatrzymując samochód z jeszcze jednym spojrzeniem w jej kierunku, Ethan wyskakuje z niego prędko, a Madison podąża za nim.

Zajmuje im ponad dziesięć minut, aby wziąć z samochodu wszystkie jej rzeczy, a kiedy już skończą, to oboje wyglądają tak, jakby strzelił w nich piorun.

– Dzięki za pomoc, Ethan.

– Jasne, nie ma problemu, Kruszyno. Muszę iść i spotkać się z chłopakami, ale wszyscy będziemy z powrotem na kolację.

– Przepraszam za to, że zasnęłam.

– Nie szkodzi. Następnym razem upewnię się co do tego, że będziesz obudzona.

Cokolwiek ma na myśli ona nie wydaje się tego rozumieć, i owijając ramiona wokół jego doskonałej, twardej talii, opiera przez minutę głowę na jego piersi.

– Zrobię wtedy kolację... W ramach podziękowania.

– Brzmi dobrze... Twoje ręce zawsze były magiczne.

Odciągając się, przechyla głowę tylko na tyle, by spojrzeć na dom. – Tak dobrze jest być w domu. Tęskniłam za nim...

– A czy tęskniłaś za nami?

Przewracając oczami cofa się, odwraca na pięcie i dociera do swoich drzwi.

Nie daje mu odpowiedzi. Jednak uśmiech, który posyła w jego stronę, wygląda na odpowiedź – pozytywną – i z jeszcze jednym spojrzeniem wchodzi do środka, gotowa zacząć od nowa.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea